Mistrzowie koniaku z wizytą w Lheraud
Lubię odkrywać „nowe” i choć koniak jako taki nie jest mi obcy to podróż do miejsca gdzie powstaje od zbioru winogron po umieszczenie gotowego trunku w butelce i opakowaniu to już coś innego.
Na początku września zeszłego roku odwiedziliśmy Petit Champagne, miejsce gdzie tworzony jest dobrze znany smakoszom koniak Lheraud. Jak w przypadku innych wizyt już na starcie wiadomo że degustacje i lektura to nie to samo co wizyta w winiarni i destylarni. Tam mając czas i odpowiedna „opiekę” można chłonąć ducha koniaku. Co do czasu to francuzi mają go pod dostatkiem, dało się to odczuć po opuszczeniu naszej „cudownie” rozpędzonej Warszawy. Kilka godzin podróży z przesiadką w Paryżu troszkę nas zmęczyło, ale chwila odpoczynku jaką mieliśmy przed kolacją powitalną była raczej niecierpliwym oczekiwaniem przed wizytą w posiadłości. Odstęp kilkunastu kilometrów miedzy hotelem, a posiadłością dał nam okazję zobaczyć, że region to tak naprawdę jedna duża winnica. Teren jest dość płaski, ale w każdym wolnym miejscu rosną winogrona. Krzaki formują się w równe, pięknie przystrzyżone rzędy.
Na miejscu powitał nas sam założyciel marki i spadkobierca wielopokoleniowej tradycji winiarskiej Guy Lheraud. Rodzina Lheraud jest od wieków związana z winiarstwem, a dziadek obecnego właściciela postanowił samodzielnie destylować eau-de-vie. Guy w latach 70-tych zdecydował stworzyć własną markę i sprzedawać produkowany przez rodzinę koniak. Powitanie, o czym pewnie nie muszę przekonywać, było iście królewskie. Najbardziej zadziwiającym dla nas faktem było to, że wszystko absolutnie wszystko zostało przygotowane przez rodzinę wraz z gospodynią, bez udziału ludzi z zewnątrz. W trakcie kolacji mieliśmy okazję degustować w tych rodzimych dla trunku warunkach, cudownych XO takich jak Charles czy Eugenie ale również wersji rocznikowej Petit Champagne 1973.
Następny poranek przywitał nas piękna pogodą (dzięki naszej podróży zgubiliśmy kilka jesiennych dni w Polsce) i perspektywą zwiedzenia całej destylarni oraz piwnic. Na pierwszy rzut poszły najbliżej położone piwnice, w których leniwie dojrzewają eau-de-vie. Piwnice mają swój unikatowy klimat i warunki. O tym, że beczkom się nie przeszkadza świadczą rozciągnięte wszędzie pajęczyny. Co ciekawe dowiedzieliśmy się, że pająki które żyją w piwnicach mają również pożyteczną rolę, mianowicie nie pozawalają na rozwój insektów, które mogłyby uszkodzić drewno beczek. W beczkach tych dojrzewa nie tylko koniak, ale również rewelacyjne Pineau des Charentes, które występuje zarówno w wersji białej jak i różowej. Sok z miejscowych winogron, w tym Ugni Blanc wzmocniony świeżym destylatem leżakuje w baryłkach co najmniej 3 lata. Na miejscu częstowano nas Pineau z 1971 roku. Trunek miał niesamowitą głębię oraz świetny balans miedzy słodyczą kwasowością oraz beczką. Mistrzostwo!
Destylarnia Lheraud mieści dwa miedziane alembiki typu charentyjskiego. Koniaki tworzy się przez podwójną destylację właśnie w tych aparatach. Produkt pierwszej z nich to Brouillis – alkohol o nieciekawym jeszcze aromacie i zawartości alkoholu od 24 do 30% poddawany jest redestylacji i finalnie powstaje destylat o mocy od 68 do 72%. Miedź, z której zrobione są aparaty destylacyjne ma również dobre działanie na sam destylat. Aby wydestylować 1 litr koniaku potrzebne jest aż 9 litrów wina. Żeby nam bardziej uświadomić jak ważnym elementem produkcji koniaku jest jego baza czyli wino, gospodarze zabrali nas na przejażdżkę quadami. Nie ukrywam, że ta wyprawa dała nam niezłą frajdę, ale przede wszystkim obraz tego czym rodzina Lheraud zajmuję się od pokoleń czyli produkcją wina do destylacji. Wino to oczywiście nie jest winem „spożywczym” jeśli mogę to tak nazwać, ale ma wszystkie niezbędne cechy pozwalające wydobyć z niego świetny destylat. Po zbiorach i fermentacji wina przez krótki okres odpoczywają w cementowych tankach. Nauki na jeden dzień wystarczyło więc znowu mogliśmy oddać się przyjemnością związanym z piękną pogodą jedzeniem oraz degustacją. Kolejną rzeczą, którą odkryłem w Lheraud jest połączenie koniaku i cygar. Nie zamierzam nikogo namawiać do palenia, ale miłośnikom cygar polecam spróbować tego typu kombinacji. Oczywiście rum i whisky dobrze się parują z tytoniem, ale to koniak moim zdaniem jest najlepszym jego towarzyszem. Zwieńczeniem naszego pobytu było odwiedzenie Paradis – miejsca gdzie koniaki przechodzą w wieczność. To tu koniaki po maksymalnym okresie leżakowania w dębie spoczywają w wielkich szklanych balonach. W miejscu gdzie nie dochodzą promienie słońca pod warstwą pajęczyn i kurzu spoczywają destylaty z przed 100, a nawet 200 lat. Totalnym rarytasem była możliwość degustacji koniaku z 1805 roku. Tego nie da się opisać…
Koniak Lheraud to koniak tworzony w manufakturze, od początku do końca – od zerwania grona z krzewu, aż po butelkowanie i zamknięcie w skrzynkę. Producent ma własny zakład stolarski, w którym powstają rozpoznawalne skrzynki do rocznikowych koniaków, ale również limitowane lub przygotowane pod indywidualne zamówienie klientów skrzynie i gabloty na najbardziej wyszukane roczniki.
Produkcja jest ściśle kontrolowana od zbiorów aż po butelkowanie. Zaangażowanie na każdym etapie produkcji daje niezwykły efekt. Koniak o niezrównanej elegancji i charakterze. Konsekwentna praca kilku pokoleń sprawiła, że koniaki te stały się pożądane na całym świecie i w Polsce również.
A ja miałem to szczęście i olbrzymią przyjemność zobaczyć i poczuć to na własnej skórze.
Ciekawostki
Koniak Lheraud to głównie Petit Champagne, rodzina jednak posiada parcele we wszystkich z sześciu podregionów Grand Champagne, Borderies, Fins Bois, Bons Bois oraz Bois Ordinaires te w wersjach tylko rocznikowych znaleźć można na naszych półkach.
Koniak to przede wszystkim sztuka mieszana destylatów i tu Lheraud również się wyróżnia, ponieważ miesza tylko destylaty o tym samym wieku. Posiadłość znajduje się na drodze pielgrzymek do Santiago de Compostela i w jednym z bardzo starych budynków znajduje się podłoga wyłożona kamieniami zostawionymi przez pielgrzymów.