Nie bój się Ouzo!
Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że z przyjemnością napiję się Ouzo – powiedziałabym, że chyba zwariował. Nie było takiej siły, która zmusiłaby mnie do wypicia tego anyżkowego trunku, nie wspominając już o znajdowaniu w tym jakiejkolwiek przyjemności. Jak widać człowiek się zmienia, dojrzewa i wraz z nim dojrzewa także jego smak. Oczywiście nie chodzi o to, że nagle Ouzo stało się moim ulubionym alkoholem – nie popadajmy w przesadę, ale… dziś są takie okoliczności, kiedy potrafię wytypować Ouzo jako ten najodpowiedniejszy alkohol w danym momencie.
Po pierwsze, ale mniej istotne – wkomponowanie się w krajobraz. Jeśli jesteśmy na wakacjach w Grecji lub na kolacji w greckiej restauracji w Warszawie, nie zamawiajmy na koniec posiłku whisky czy ginu. Zostańmy w klimacie i niech naszym digestivem będzie właśnie Ouzo. Jeśli typowo skusiliśmy się na baraninę – to Ouzo idealnie zniweluje nam tłustość tego dania.
Po drugie i według mnie ważniejsze, Ouzo jak zresztą podobnie każdy inny anyżkowy alkohol jest świetnym neutralizatorem naszego smaku. Kiedy to jest potrzebne? Dla mnie osobiście w dwóch sytuacjach – pierwsza z nich jest mocno branżowa. Kiedy jestem na targach winiarskich i każdego dnia próbujemy setek win, to Ouzo jest jak koło ratunkowe. Czy to pomiędzy degustacjami, czy to już na koniec długiego dnia – ten anyżkowy destylat sprawia, że kubki smakowe się restartują. Zmęczone przyjmowaniem wielu prób wina, nagle czują się niemal jak w takim specyficznym SPA.
Po drugie Ouzo świetnie też zrestartuje nam kubki smakowe podczas obfitej kolacji. Jeśli jemu dużo i tłusto lub pikantnie to nasz anyżkowy „Super bohater” też sobie z tym poradzi. Pity w niewielkich ilościach poprawi naszą percepcję kolejnych smaków i korzystnie wpłynie na trawienie
Efekt Ouzo
Ouzo podawne jest zazwyczaj z wodą (w dodatkowej szklance), po której dodaniu zmienia kolor na mleczny. Jest to mętnienie, a biały kolor powstający w tym procesie spowodowany jest zawartością anetolu – nierozpuszczającego się w wodzie, związku chemicznego pochodzącego z anyżu. W nierozcieńczonej ouzo zawartość etanolu jest na tyle wysoka, że cały zawarty w niej anetol jest rozpuszczony, bądź tworzy krople o rozmiarach zbyt małych, by rozpraszać światło. W wyniku rozcieńczenia, anetol wytrąca się w postaci kropel o rozmiarach do 3 mikrometrów tworząc mętną ciecz.
Tsipouro – starszy brat
Dla tych, dla których poziom anyżu w Ouzo jest jednak zbyt wysoki mamy znakomitą alternatywę – Tsipouro. W odróżnieniu od Ouzo tu anyż nie gra pierwszych skrzypiec, jest tylko delikatnym uzupełnieniem, a czasem, w niektórych wersjach nawet wcale go nie ma. To co jednak w pierwszej kolejności odróżnia oba te trunki to baza alkoholowa. O ile Ouzo jest zazwyczaj destylatem zbożowym, to Tsipouro jest takim greckim odpowiednikiem włoskiej grappy i bazę alkoholową stanowi w nim destylat z wytłoczyn winogron. Jeśli tak jak w przypadku Tsipouro Tirnavou, destylat został zrobiony na bazie słodkiej odmiany Muscat – w finalnym efekcie otrzymujemy wyjątkowy i niezwykle aromatyczny trunek. Na pierwszy plan wysuwają się aromatu miodu, pomarańczy, jaśminu czy lipy, a anyż i inne zioła stanowią tylko delikatne uzupełnienie.
Na całym świecie produkuje się bardzo wiele różnych trunków. Nie bójmy się ich próbować. Łączmy z jedzeniem. Eksperymentujmy. Nie zamykajmy się w tylko tym co znane i bezpiecznie. Bądźmy odważni – również w naszych wyborach alkoholowych.